Wczoraj poszłam do głównej świątyni. Mnisi sypia mandale z piasku. Kiedy wychodziłam przed głównym wejściem zebrał się tłum Tybetańczyków. Okazało się , że niedługo będzie tędy przejeżdżał Dalai Lama. Każdy chciał do zobaczyć i pozdrowić. Dołączyłam się do oczekujących. Udało się! Trwało to możne pol sekundy ale jaka radość. Potem w centrum zobaczyłam podobny tłumek pod jednym ze sklepów. Okazało się , ze w środku jest miss Universum i wszyscy czekaj , żeby ja zobaczyć jak będzie wychodzić. Tym razem zabrakło mi cierpliwości. Miałam ważniejsze rzeczy do roboty. Poszłam na 14.00 do malej szkółki gdzie przychodzą Tybetańczycy ćwiczyć swój angielski z wolontariuszami takimi jak ja. Na tablicy zawsze są cztery pytania na które maja odpowiedzieć z nasza pomocą. Jest to tez świetny pretekst do rozmowy. Tym razem miałam mnich i dziewczynę. Pytania była w rodzaju "dlaczego przyjechałeś do Indii?" Zazwyczaj Tybetańczycy odpowiadali , ze chcieli spotkać Dalai Lamę i , żeby się uczyć. Moja Tybetanka nawet nie miała szkoły w swojej wiosce. Zajmowałam się pasaniem jaków i pomagała dziadkom na polu. W Indiach nauczyła się pisać i czytać po tybetańsku i angielsku.
Było tez pytanie czy chcą wrócić do Tybetu. Każdy odpowiedział , ze tak. Tyle , ze każdy chciałby wrócić do wolnego kraju.
Na koniec nowi nauczyciele i uczniowie , którzy się spóźnili muszą zaśpiewać piosenka. Jak sama miałam śpiewać to bardzo mi się nie podobała ta zasada. Teraz jak śpiewają inni to muszę przyznać , ze jest zabawnie. Ostatnie chwile w szkole są wesołe i rozrywkowe. Tybetańczycy i Tybetanki jak już przełamią nieśmiałość śpiewają bardzo pięknie.
Wieczorem gościłam u koleżanki , która studiuje język tybetański. Wreszcie miałam okazje zjeść domowe jedzenie. Ze swoim chłopakiem mieszkają w Jogibara , niedaleko biblioteki i maja wspaniały widok na góry. Siedzieliśmy na balkonie podziwiając przyrodę i rozmawiając na tybetańskie i buddyjskie tematy.