Do Indii leciałam przez skuta lodem Moskwę. Na szczęście nie musiałam wychodzić na zewnątrz. W Delhi na śniegu nie było. Odetchnęłam z ulga. Tutaj wystarczy w dzień długi rękaw założyć a wieczorem cieplejsza bluzę.
Udałam się jak zwykle na Paharganj i jak zwykle autobusem ( 75 rupii). Mozna by metrem ale akurat jest nieczynne. Nie bez trudu znalazłam tani guesthouse polecany przez kolegę, prowadzony przez sympatyczna sighijska babcie. Wynegocjowałam cenę ok 12 zł ( 200rs) za pokój z bez łazienki. Nie jest to bynajmniej straszne, bo w takiej sytuacja łazienka jest na korytarzu . Jeśli nie ma cieplej wody w kranie to zawsze można poprosić o tak zw. 'hot bucket' , czyli wiadro z gorąca woda. Mamy tu ładne patio z pobielanymi ścianami i wielkimi doniczkami w kształcie kur. Egzotyczne kwiatki i wielki kaktus przypominają, ze jesteśmy w tropikach. Pogoda raczej nie. Generalnie odsypiam. Pierwszego dnia byłam mało przytomna bo noc przed wyjazdem jak zwykle nie spalam. Potem była podroż i przesuniecie czasowe. Dzis padał deszcz i znowu nie mogłam się dobudzić. A jak się już obudziłam to po prostu zostałam w łózku. Czytałam sobie i patrzyłam przez moje zakratowane okienko na trochę średniowieczna ulice .Czułam się jak kobieta z haremu podglądająca zewnętrzny świat. Na mojej ulicy dożo się dzieje.Sa sklepiki i jadłodajnie. Mozna mieć wrażenie , ze się jest na planie kostiumowego filmu bo ludzie tutaj chodza w przedziwnych ubraniach. Ze to nie średniowiecze wiem tylko dla tego, ze jeżdżą skutery i riksze motorowe, hałasujące zdezelowanymi silnikami i klaksonami. Ale i tak na pierwszym dźwiękowym planie jest plaskanie, przypominające klepanie niemowlęcej pupy. To czapati-men z kulek ciasta wyklepuje placki i potem wkłada do pieca stojącego na ulicy. Ciekawe jak to jest tak cale życie przez wiele godzin dziennie klepać w ciasto? Z bramy na przeciwko wyrasta drzewo, a to ewenement w tej okolicy. Jego gałęzie sięgają prawie do mojego okna. Ma strasznie zakurzone liście, jak zresztą wszystko dookoła, bo jest pora sucha. Kiedy padał deszcz miałam nadzieje, ze się wszystko umyje ale niestety.... do ogólnego syfu dołączyło jeszcze błoto. Kiedy przyjechałam wczoraj rano na Paharganj wszystko wyglądało strasznie. Wszędzie walały się śmiecie a domy są częściowo poburzone albo niedokończone. Wieczorem wszystko wygląda lepiej. Otwierają kolorowe stoiska z ciuchami, zapalają neony a brud i dziury chowają się w ciemnościach. Ciekawe jest to, ze jak zaczęłam jeść hinduskie jedzenie to skończyło mi się rozwolnienie, która miałam po antybiotykach przez ponad tydzień w Polsce. Zazwyczaj turyści tutaj maja odwrotnie.