Do Yangon dojechalismy jeszcze przed switem. Taksowkarze proponowali dowiezienie do centrum za +/- 3000K ale ja na niskim budzecie wierzylam , ze musi byc jakis tanszy lokalny transport. razem z druga podrozniczka z europy postanowilysmy zaczekac az zaczna jezdzic miejskie autobusy. Umilalysmy sobie czas rozmowami o naszych podrozach. Ona ma zamiar podrozowac po Azji 8 miesiecy. W Yangonie zatrzymuje sie u kolezanki z Malezji, ktora tu uczy angielskiego. Ja chcialam wrocic do mojego taniego (3dolarowego) hostelu.
Jazda komunikacja miejska byla hardcorowa, choc bardzo tania. Najpier jeden zatloczony autobus ( bilet 100K). Potem przesiadka. Jechalysmy dosc dlugo ( ten Rangon to duze miasto). Zrobilo sie bardzo goraco. Drugi autobus byl pelen mlodych mniszek w pieknych rozowych strojach , ktore jechaly na miasto szukac pozywienia. To taki tradycyjny buddyjski zwyczaj. Umozliwia swieckim buddystom gromadzenie dobrej karmy poprzez wspieranie tych , ktorzy wyrzekli sie przywiazania.
Pan, ktory nas zaprowadzil do drugiego autobusy powiedzial ,ze nie musimy kupowac biletu. On juz za nas zaplacil.
Pan pracujacy w hostelu przywital mnie jak stara znajoma i spytal czy chce ten sam pokoj. Sptal tylko czy pamietam date swojego pobytu i nie musialam niczego wypelniac. sam sobie przepisal. Nastepnie zorganizowal mi wspolna podroz na lotnisko nastepnego ranka z para francuzow. Dzieki czemu zamiast placic sama 5000K, podzielilam koszty z nimi. Reszte moglam przepic. ( nie zartuje , kupilam sobie piwo, wode i mleko sojowe).
Francuzi natomiast poratowali mnie odsprzedajac 10$, gdzyz jakos przeoczylam fakt , ze opuszczajac kraj na lotnisku nalezy wniesc takowa oplate. Nie da sie zaplacic karta. Slyszalam, ze w calej Birmie jest tylko jeden bankomat i do tego nie zawsze dziala.
Ostatni dzien spedzilam na wluczeniu sie po bazarach. Na koniec chcialam wydac reszte pieniedzy na internecie ale pan powiedzial , ze dzis internet nie dziala w calym miescie. Uwierzylam mu na slowo. Generalnie internet w Birmie jest kaprysny. Jesli juz chodzi to zazwyczaj powoli. Niektore strony sie wogole nie otwieraja. Mialam klopoty z yahoo i geoblogiem. Facebook chodzil zazwyczaj ale czesciowo (nie wszystko sie otwieralo). Czasami dalo sie porozmawiac na skypie.
Moj budzet byl malutki ale udalo mi sie zmiescic. A mianowicie 300$ na 24 dni ( w tym owa oplata lotniskowa i bardzo male zakupy). Nocowalam w najtanszych hostelach (3-5$, choc raz nie mialam wyjscia i w Pakoku musialam wydac 10). Zazwyczaj wybieralam najtanszy transport i stolowalam sie na ulicach i bazarach. Po za tym kupowalam awokado i owoce targujac sie oczywiscie. Targowac sie trzeba, choc chyba nie wszyscy zawyzaja ceny. Zalezy gdzie. Czasem stawiano mi obiad lub dostawalam w prezencie banany. Z czystej goscinnosci. Herbata chinska w lokalnych knajpach jest za darmo. Pozwalano mi sie napic nawet jesli nie zamawialam jedzenia. Poniewaz jestem uzalezniona od kawy kupilam sobie rozpuszczlna i robilam sama . Kawa w Birmie ta tania zawiera sladowe ilosci kofeiny , natomiest duzo cukru. Mozna kupic gdzie niegdzie prawdziwa pyszna kawe ale cena jest europejska.
Podroz po Birmie nie jest tak komfortowa jak po Tajlandii ale jeszcze tu wroce.