Wczesnym rankiem usciskalismy Janka i Roberta, pozegnalismy Sonama i Labsanga i wskoczylismy do dzipa, ktory zawizl nasz trojke oraz pare innych osob w dol do Siliguri. Oczywiscie zygzakiem w dol. Kanczendzonga laskawie byla dzis widoczna i po drodze co jakis czas wylaniala sie z za zakretu. Po raz ostatni rzucilismy okiem na ogromny posog Guru Rimpocze jak tez na przeciwleglej gorze posag Boga Sziwy.
W Siliguri znalezlismy sobie pokoik 3 osobowy, koniecznie z ciepla woda i pojechalismy odwiedzic klasztor i swiatynie Kalu Rimpocze.