Jesteśmy w ponoć w najładniejszym miescie Ameryki Południowej. Tak mówi przewodnik,,,, W każdym razie jestesmy na Karaibach i klapki, okulary przeciwsłoneczne oraz krem z filtrem to konieczność. Zamieszkaliśmy w hostelu Viena rekomendowanym przez Lonely Planet. Jest ok, wybrałam go po obejrzeniu wielu miejsc. Pracuje tu przemiły starszy pan, który mówi po angielsku i wszystko cierpliwie tłumaczy. W cenie 55.000 za dwójkę bez łazienki mamy kawę be ograniczeń. Jest tez kuchnia, w której można gotowac. Fajny jest klimat naszej uliczki. Taki karaibski. Jest dużo hosteli i knajpek ale też wygląda to bardzo lokalnie . Poszłyśmy sie poszwendać i przy okazji jak zwykle poszukać wegetariańskiego jedzenia. Agnieszka jest ciągle glodna. Kartagena jest rzeczywiście urokliwa ze swoimi kolonialnymi , kolorowymi domkami. Ogromne drewniane drzwi ozdobione są metalowymi jaszczurkami lub głowami lwow. Aplikacja w Agnieszki telefonie wytropiła dla nas znowu krisznowską knajpę. Dostaliśmy super obiad za niezwykle niska cene 4000. Obejrzałyśmy zachód słońca wpadającego do morza spacerując po murach obronnych. Ponoć w sobotę cala starówka zamienia sie w jedna wielka imprezowanie. Dziś w niedziele było tu już bardzo spokojnie.