Przyjechałam w porze zachodu słońca. Szybko znalazłam nocleg w hamaku za 10.000. Taniej się już nie da. Na moim kempingu są tylko 4 hamaki do wynajęcia zawieszone w małej altance. Szybko zakolegowałam się z parą Kolumbijczyków i razem poszliśmy na plażę. Oni właśnie wrócili z tubingu, czyli spłynęli rzeka w w oponach. Gorąco polecają. Po drodze są przepiękne widoki. Do plaży mamy 15 minut. Trochę połaziliśmy, żeby znaleźć spokojne miejsce do pogadania i posłuchania szumu fal. Na plaży jest kilka knajp konkurujących, kto zagra głośniej w muzę. To ich ostatnia noc. On jest kompozytorem , ona tancerka . Przed nimi długa droga do domu. Zza chmur wychynął księżyc w pełni. Tym razem nazywa sie krwawy i jutro ma być koło 4.00 rano zaćmienie. Rozmawiałam z moimi nowymi znajomymi cały czas po hiszpańsku. Co ciekawego jest w Polsce? Ach, macie Chopina. On zachwyca się muzyką jego muzyką. Powiedział , że Chopin musiał jechać na emigrację, gdyż polskimi akcentami w swoich kompozycjach podpadł Carowi. Jakoś nie pamiętam, żeby nas o tym uczyli. Oni zgłodnieli wiec poszliśmy szukać jakiegoś jedzenia.
Generalnie z powodu Semana Santa w Palomino jest mnóstwo ludzi. Zreszta wszędzie, wiec wszystko jedne gdzie sie teraz pojedzie. Na kempingu sąsiedzi z namiotów długo głośno imprezowali. Puszczając oczywiście kolumbijską muzę i głośno dyskutując.