Geoblog.pl    bezetka    Podróże    Ameryka Poludniowa 2015    Nabusimake, tam gdzie rodzi się słońce
Zwiń mapę
2015
13
kwi

Nabusimake, tam gdzie rodzi się słońce

 
Kolumbia
Kolumbia, Pueblo Bello
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2200 km
 
Wstaliśmy o 5.30, dostaliśmy kawę od bardzo miłej pani hotelowej i pognaliśmy do miejsca skąd odchodzą dżipy do Nabusimake. Zakupiliśmy bilety po 15 tys. i dowiedzieliśmy się, że będzie odjeżdżał o 10.00. Cóż mogliśmy se pospać, ale naczytałam się i nasłuchałam o jedynym w ciągu dnia dżipie, który odchodzi rano, nie wiadomo o której i może odjechać bez nas, jeśli na chwilę oddali się z terminalu. Pueblo Bello nie było miejscem, w którym chcielibyśmy spędzić cały dzień i kolejna noc. Nie latwo było spać w naszym hostelu, gdyż z ulicy dobiegała kolumbijska salsa a kiedy przestała grać resztę nocy piały koguty .Poszliśmy na śniadanie do knajpy obok i nawet po zjedzeniu cały czas obserwowaliśmy ulice i czekaliśmy na nasz samochód. W końcu nadjechał. Plecaki powędrowały na dach a ja z Anią na siedzenia obok kierowcy. Moje ulubione. Przed nami 30 kilometrowa, nie asfaltowa, dziurawa i obsypana głazami droga przez góry. Parogodzinny rollerkaster. Dla osłody przygrywała nam VALLENATO, muzyka pochodząca z Valledupar, pobliskiego a za razem największego miasta Sierra Nevady. Głównym jej instrumentem jest akordeon a tematem oczywiście miłość.
W Nabusimake kierowca wysadził nas pod murowanym, niebieskim domem, otoczonym ogrodem, gdzie mogliśmy wynająć nocleg. Gospodyni chciała 30 tyś. od osoby za noc ale kiedy powiedzieliśmy , że zostaniemy co najmniej 3 noce spuściła do 20tys.. Za rozbicie namioty chciała 10 tyś. za noc. Ania i Piotr zdecydowali się przyoszczędzić. Pani serwowała też 3 posiłki dziennie, każdy za 10 Ruś
, wiec zdecydowaliśmy się na dwa. Wieś była jak wielka łąka otoczona górami. Widzieliśmy też domy kryte strzechą ale żaden z nich nie wyglądał na knajpę. Nie można było sobie samemu gotować. Znajomy uprzedził nas , że w sklepie będą tylko podstawowe produkty. Mogliśmy zabrać jakies zapasy z Pueblo Bello, ale oczywiście tego nie zrobiliśmy.
Nabusimake jest wioską indian Arhuaco. Mieszczą się tu ich najważniejsze miejsca do ceremonii. Nazwa w ich języku oznacza miejsce , w którym rodzi się słońce. Przez środek doliny płyną potoki , w górach znajdują się wodospady. Gospodyni na wstępie uprzedziła nas, że potok jest święty i nie należy się w nim kąpać na golasa. Za wstęp do świętej wioski, położonej w centrum doliny, płaci się 10 tyś. od osoby. Nie wolno robić zdjęć ludziom bez uprzedniego zapytania o pozwolenie. Nie zawsze się zgadzają, a jeśli już to będą chcieli za to 10-20 tysięcy. Dzieci zazwyczaj chcą mniej. Świętą wioseczkę widzieliśmy już przez okno samochodu. Jest skupiskiem kamienno - glinianych chat otoczonych kamiennym murkiem. Wygląda jak wioska Asterixa.
Arhuaco wywodzą sie z kultury Tayrona, która pojawiła sie w górach Sierra Nevada i wybrzezu karaibskim w pierwszych wiekach naszej ery i w ciagu milenium rozwinęła w zaawansowana cywilizacje. Mieli skomplikowany system socjalno polityczny i wysoko rozwinięta inżynierię. Była to pierwsza napotkana przez konkwistadorów taka tu. Pomimo zacieklej obrony, przez trwającą nieprzerwanie 75 letnia wojnę, ludność została zdziesiątkowana. Garstka. .której udalo sie przetrwać, uciekła w wyższe partie gór.
Indianie Arhuaco podobnie jak Kogi ubierają sie na biało i naszą zawsze przy sobie torby zwane w Kolumbii mochila. Sa ludem głęboko uduchowionym, żyjącym według swojej unikalnej filozofii. Nazywają siebie braćmi starszymi i czuja sie odpowiedzialni za harmonie na świecie. Wierzą w boga kreatora, który stworzył innych bogów, takich jak ojciec słońce i matka księżyc, Szczyty gór i strumienie sa dla nich święte. Są przekonani, że w górach Sierra Nevada znajduje sie serce naszej planety.
Z nasza gospodynią umówiliśmy się na kolacje o 17.00. Ania z Piotrem postawili przed domem namiot a ja zainstalowałam się pokoju. Poszliśmy na spacer po okolicy. Okrążyliśmy świętą wioseczkę, w centrum doliny. Mieliśmy pospacerować dalej ale zerwała się burza. Przeczekaliśmy pod drzewem największą ulewę i pobiegliśmy przez łąki do domu. Siedzieliśmy na ganku czekając na nasza kolacje i obserwowaliśmy drogę po której chodzili mieszkańcy wsi i ich zwierzęta. Jest tu mnóstwo koni, owiec, osłów gęsi i kur. Niektórzy mieszkańcy przejeżdżali na koniach lub motorowerach. Pod tropikiem namiotu Ani i Piotra ,schronił się malutki, chudziutki piesek. Zobaczywszy, ze wróciliśmy przybiegł do nas trzęsąc się jak galareta, myśląc chyba, ze go przygarniemy do piersi. A kiedy usłyszał szeleszczenie opakowania od kawy, odtańczyli dziki taniec na dwóch łapkach, licząc chyba na ciasteczka. Ale mu tez byliśmy rozczarowani. .Nasza kolacja nie dość , ze sie opóźniła, to znowu składała sie ryżu i smażonych patakonów ( platanów). Żadnych obiecanych warzyw. a w charakterze protein utarty ser campesino. Nie mamy tu cieplej wody ani internetu. Swiatlo po zmroku zapalone jest tylko na korytarzu.Gospodyni poinformowała nas , Xe jesli chcemy doładować komórki to prąd w kontaktach jest tylko miedzy 19.00 a 20.00. Ale jest u pięknie, tranquilo i zośko.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
bezetka
Bozena Zielinska
zwiedziła 7.5% świata (15 państw)
Zasoby: 283 wpisy283 59 komentarzy59 4648 zdjęć4648 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
27.10.2015 - 12.11.2015
 
 
11.02.2015 - 04.09.2015
 
 
29.01.2011 - 12.04.2011