Dziś skoro świt na wyspie Floreana idziemy zobaczyć flamingi w Punta Cormorant. Różowe chmury odbijają się w lagunie a gdzieś na drugim jej brzegu dostrzegamy różowe ptaki. Tylko jeden z nich ląduje blisko nas. To pierwszy taki raz na Galapagos kiedy brakuje mi aparatu fotograficznego z teleobiektywem. Hulio pokazuje mi drzewo Paolo Santo, używane często podczas wielu ceremonii i medytacji. Przede wszystkim odstrasza komary, stwierdza nasz naturalista. Dobrze wiedzieć. Paolo Santo ma szerokie zastosowanie w medycynie ludowej zwłaszcza w Ekwadorze. Na przykład do oczyszczania otoczenia ze złej energii. Wykorzystywany jest również olej do produkcji olejków eterycznych i perfum. Z Palo Santo wytwarza się Matero – naczynia do spożywania Yerba mate.
Następny punkt programu na dziś to snorkelowanie przy zerodowanym przez fale kraterze wulkanicznym, zwanym Koroną Diabła.
Ponoć jest tu silny prąd więc mamy się trzymać w grupie. Po raz pierwszy widzę rozgwiazdy i do tego w różnych kolorach. Są też żółwie. Mogą być rekiny, ale na szczęście nie spotykam.
Po obiedzie płyniemy na Wyspę Santa Cruz. Trochę to trwa, wiec możemy się poopalać na górnym tarasie. Żyć nie umierać.
Zarzucamy kotwice w Puerto Ayora, i podpływamy pontonem do molo, żeby odwiedzić Charles Darwin Station. Stacja ta wchodzi w skład Fundacji Charlesa Darwina dla wysp Galapagos, która jest międzynarodową organizacją non-profit. Starają się tu wesprzeć faunę i florę archipelagu. W tej stacji hodują miedzy innymi żółwiki. Kiedy osiągną wiek 2-3 lat wypuszczane są na wolność. Mieszka też tutaj trochę dorosłych żółwi z zagrożonych gatunków. Stwarza im się tu warunki do prokreacji. Widzieliśmy taką scenę rekreacyjno-prokreacyjna w krzakach. Ciężka sprawa, skorupa dużo waży. Niektóre gatunki gigantycznych żółwi już wyginęły. Opisany przez National Geographic Lonesome George, który był ostatni ze swojego rodzaju odszedł parę lat temu. Podsyłali mu panie z innych gatunków licząc na cud ale nic się z tego nie urodziło. Zdażało się też na Galapagos,że z jakiegoś gatunku było kilku samców ale nie interesowali się samicami. Tutejsi specjaliści nie wiedzieli czy za młodzi, czy geje, czy może są jakieś inne powody. Gatunek zmierzał do wyginięcia. W końcu amerykańskie zoo podarowało a raczej zwróciło samca z tego gatunku, który żył u nich samotnie i próbował kopulować nawet ze ścianą. Na miejscu od razu zabrał się do roboty. Pozostali panowie jak to zobaczyli zrobili to samo. Najwyraźniej byli niewyedukowani seksualnie.
Po obejrzeniu całej stacji Hulio dal nam parę godzin wolnego. Poszłam z Coriną zakupić bilety na jutrzejszą podróż na wyspę Izabelę. Po powrocie na statek mieliśmy pożegnalny toast z załogą i ostatnią kolację. Hulio zasugerował napiwki dla załogi, w tym celu położyli nam w kajutach koperty. Tak to tutaj działa.
Po kolacji długo siedzieliśmy w jadalni i gadaliśmy ze sobą w podgrupach. Fajni i ciekawi ludzie byli na tym rejsie. Dużo inspirujących opowieści podróżniczych miałam okazję posłuchać.