Półtorej godziny autobusem od Baños i jestem w innym świecie. Cieplej. A jak juz pada to jest to tropikalne oberwanie całego nieba. Przesiedziałam z tego powodu pól dnia w hostelu. I nie zrobiłam zaplanowanego prania. Kiedy już wreszcie przestało padać odkrylam kompletnie nie turystyczne miasteczko na skraju dżungli u podnóża gór. I poznałam mnóstwo ludzi. W tym jedną fajną dziewczynę z Polski.
Zatrzymałam sie w polecanym przez Lonely Planet hostelu Libertad. 7$ za pokój z łazienką, oknem, gorącą wodą.... Jest taras, gdzie można powiesić pranie i kuchnia. Dają pitną wodę za darmo. Zero backpackersów. Miła odmiana po Baños, które jest jak Disneyland. Co nie znaczy, że nie lubię Baños. Wręcz przeciwnie. I love Baños I Puyo tez