Po śniadaniu Santiago rozpoczął swój tour ( za 5$ od glowy - cena dla amigos ;) ). Szliśmy w stronę rzeki i pokazywał nam różne roslinyw tłumacząc ich zastosowania. W sumie to samo co w Omaere ale dla Ani, Piotra I Aliny to nowa wiedza. Santiago nauczył się o roślinach od ojca ale też miał praktyki w Omaere. Nad rzeka wsiedliśmy do dłubanki i przeprawiliśmy sie na drugi brzeg. Najpierw udaliśmy się pod górę w odwiedziny do wujka Santiago, który jest szamanem. Trochę musieliśmy zaczekać wiec chłopaki zaczęli rozpijać przyniesiona dla wujka Puro Puyo ( czysta z trzciny cukrowej) na styl meksykański czyli z sola i cytryna. Kiedy nadszedł bezzębny staruszek tak samo chudy jak jego psy i koty przywitaliśmy sie serdecznie i poprosiliśmy o limpieze. 10 $. Na pierwszy ogień a raczej dym poszedł Piotr. Szaman zamiatał go liśćmi , dmuchał dymem z papierosa i pryska woda z ust. Potem Santiago podał mu świeżo wyciśnięty sok z kory kunopi i kazał wciągać nosem. Jest ostry ale bardzo dobrze oczyszcza zatoki, nos i gardło.
Następna była Ania i potem ja.
Następnym punktem programu była kapiel w wodospadzie. Niesamowite miejsc. Woda spadała do okrągłego basenu wyłożonego okrągłymi kamieniami. Dzieło natury. Woda była przyjemna. Trudno bylo stanąć pod lejącą się w ogromnym tępię wodą. Gdy sie jednak udało, wrażenie było nuesamowite. Masaż energetyczny i kosmiczny.
Wróciliśmy do obozu tą sama droga. Umieraliśmy z głodu wiec zrobiliśmy sobie obiadek na ogniu. Jutro pobudka przed 4.00 rano!