Rano złapałyśmy autobus na dworzec autobusowy. Miał nazywać się Metrobus ale wzięłyśmy jakiś inny. Autobus szkolny z amerykańskiego demobilu pomalowany kolorowo a w środku firanki i z frędzlami. Koło kierowcy stała miska z rybami. Z tyłu wsiadł koleś z kokosami. Co jakiś czas wchodził ktoś i sprzedawał coś do picia lub jedzenia. Wlekliśmy się z godzinę więc skorzystałam i kupiłam napój arbuzowy z lodem. Było bardzo gorąco. Potem nasz autobus do Santa Marta miał jechac 4 godziny ale mielimy kilka nieoczekiwanych przesiadek i podróż przeciągnęła się do sześciu. W Santa Marta wzięłyśmy taxi za 6000 i pojechaliśmy prosto pod hostel Casablanca, który prowadzi Polka, koleżanka moich przyjaciel z Warszawy. Iwonka przywitała nas serdecznie i dała najfajniejszy pokój jaki miałyśmy do tej pory i za jeszcze cenę. Wieczorem jak na prawdziwych Polaków przystało trzeba było opić nasze spotkanie.