Jedziemy. Taksówką na dworzec, autobusem do Valledupar. Podróż ma trwać cztery godziny. Potem jeszcze trzeba się dostać do wioski Pueblo Bello, skąd jedzie się dżipem do Nabusimake. To jest nasz cel. Wioska indiańska w górach Sierra Nevada. Żar leje się z nieba. Po drodze autobus się zepsuł, wiec jak zwykle w Kolumbii podróż będzie trwać dłużej. Kiedy silnik przestał pracować, natychmiast wyłączyła się klima i nie dało się wytrzymać w autobusie. Wysiedliśmy na pobocze, które okazało się wysypiskiem śmieci. Staliśmy starając się za głęboko nie oddychać. Kolumbia jest dość zaśmieconą. 20 km przed Valledupar ( w wolnym tłumaczeniu Dolina Dup) wysiedliśmy przy drodze do Pueblo Bello. Wymyśliłam, że w ten sposób zaoszczędzimy co najmniej godzinę, bo dworzec autobusowy jest w innym miejscu niż busy do Pueblo Bello. Czekaliśmy ze dwie godziny. Zaczęło grzmieć. W Santa Marta jest sucho ale doszły mnie słuchy, że pora deszczowa rozpoczęła się już w Kolumbii. Zmierzchało do tego więc kiedy nadjechał pełny bus, być może ostatni tego dnia, ubłagaliśmy kierowcę, żeby nas mimo wszystko zabrał. Możemy siedzieć na podłodze. W końcu w innych krajach Ameryki Łacińskiej tak sie jeździ. Do Pueblo Bello dojechaliśmy po zmroku. Kierowca doradził nam tani hostel obok terminalu. Pueblo Bello mimo, że niezbyt piękne, jest celem turyzmu kolumbijskiego. Pewnie dla tego, że jest tu nieco chłodniej. Nareszcie!