Przyjechaliśmy wczoraj wieczorem. Znaleźliśmy hostelu za 25 tys za os. 2 w pokoju 4 os. Ma fajny wystrój. Kuchnie z duza jadalnia. Czyste, ładne łazienki z gorącą wodą. Tylko pokój klaustrofobiczni i młodzież kolumbijska bardzo hałaśliwa. Poszliśmy szukać kolacji. Nie było zbyt późno ale większość ulic była opustoszała. Przez głowę czasem przemknęła myśl czy aby tu bezpiecznie. Doszliśmy w końcu w okolice katedry gdzie było trochę comedorów. (comer -jeść).
Jak zwykle był problem z jedzeniem wegetariańskim. Wybraliśmy z Ania zupę na mleku, z jajkiem, serem żółtym, bułką i natką kolendry. Wszystko to było wymieszane w talerzu. Dziwny koncept. Dodałam trochę pikante , żeby nie było takie mdłe. Ani smakowało, ja jakoś zjadłam ale jednak to jednak nie dla mnie. Nie lubię mleka.
Dziś znaleźliśmy szwajcarską piekarnie i był to dzień chleba. Kolumbijskie pieczywo jest dla mnie za białe i za słodkie wiec generalnie unikam. Jednak człowiek czasem zatęskni za pieczywem. Były francuskie bułeczki nadziewana szpinakiem,warzywami i farszami mięsnymi. Croissanty z czekoladą, bagietki, bułeczki z quinoa i żytnie. ,
Najedzeni wędrowaliśmy po Candelarii parę godzin. Wszystko za dnia wyglądało zupełnie inaczej i fajniej. Stare domu, kolorowo pomalowane. Mnóstwo graffiti. Uliczki pełne studentów, bo właśnie była pora na lunch. W tej okolicy jest kilka uniwersytetów. Zwiedzanie zakończyliśmy w bardzo ciekawym muzeum złota Museo del Oro. W tym samym czasie przybyła grupka Indian Kogi i też oglądali eksponaty, z których część stworzyli ich przodkowie.
Na kolację wróciliśmy do szwajcarów i świętowaliśmy urodziny Ani. Tak się najedliśmy, że postanowiłyśmy zostać kolejny dzień w stolicy tylko zmienimy hostel. Jestesmy teraz w Fatimie. Lóżko w dormitorium z sześcioma lóżkami kosztuje 20tys, w tym mamy śniadanie. Tez jest fajnie urządzony ale jednak standard niższy. To nie przeszkadza na jedną noc. Przynajmniej nie ma głośnych Kolumbijczyków.