Wycieczka jest siedmiogodzinna i kosztuje 40-30 tys. W dżipie mieści się 7 osób ale jest poza sezonem i uzbierało się tylko cztery. Kierowca chciał podnieść cenę ale się nie zgodziliśmy. Nie musimy jechać. Okazało się jednak, że lepiej mniej zarobić niż nie zarobić w ogóle. I pojechaliśmy. Pogoda dopisała. W programie były inne parki archeologiczne w ramach tego samego biletu co wczoraj. Pojechaliśmy też zobaczyć jeden malutki prywatny za dodatkowa opłatą 2000, ale ja wybrałam kawę. W jedynej tu restauracji właścicielka miała niesamowitą kolekcję kwiatów doniczkowych. Zrobiła mi, jak chciałam, kawę fuerte sin azúcar i sin panela, ale kompletnie nie mogła tego pojąć. W programie było tez podziwianie rzek, za darmo i wodospad za jedyne 1000, bo punkt widokowy stoi na prywatnej fince. Okolica San Augustin jest wyjątkowa gdyż z tutejszych Andów wypływa pięć rzek w różnych kierunkach, tworząc gwiazdę zwaną po hiszpańsku estrella. Jeżdżąc po dziurawych drogach oglądaliśmy też życie współczesnych mieszkańców. Uprawy kawy, które według naszego kierowcy ilością przewyższyły te z zony kafetery. Uprawy lulo, bananów, marakui, soi, trzciny cukrowej i wielu innych. Okolica jest żyzna i obfitująca w deszcze wiec wszystko pięknie rośnie. Czasem mijaliśmy kowbojów na koniach albo wozy zaprzężone w konia. Na stromych zboczach pasły sie konie i krowy. Kto jest wielbicielem konnej jazdy, to Kolumbia jest krajem dla niego. Na koniec odwiedziliśmy małą fabryczkę produkująca panelę. To nierafinowany cukier z trzciny cukrowej. Obecne przepisy zabraniają używania chemikaliów. Kolumbijczycy uważają, że jest bardzo zdrowa. Sprzedaje się jak w dużych kostkach i nożem skrobie do wody ( aqua panela) czy kolumbijskiej kawy.