Bez pośpiechu opuściłam hostel Parklife w Popayan i udałam się na terminal del transporte (dworzec autobusowy). Wykazałam się cipowatością i kupiłam bilet w pierwszym okienku gdzie zeszli do ceny 25tys za podróż do granicy ( Ipiales , oficjalnie 8g.
, w realu się zobaczy). Mój bus jest mały i ma wysłużone siedzenia. Zaraz pożałowałam, bo obok stał duży, pięknie pomalowany, z klimą i kiblem autobus również napisem Ipiales. Nie było jednak tak źle. Całą drogę miała dla siebie 2 siedzenia. Zamiast klimy otwarte okno. Za oknem zapierające dech widoki ( jak zwykle w Kolumbii). Na słuchawkach muza nie latynoska. Generalnie nic nie mam do latynoskiej, ale..... Po pierwsze nasłuchałam sie już wszędzie i na pewno się nasłucham. Po drugie Andy lepiej się podziwia przy muzyce rokowej. Po drodze w Pasto, mieliśmy dłuższy postój i wbrew zasadom ostatni odcinek trasy jechaliśmy po zmroku. Na szczęście nikt nas nie napadł.
Na miejscu kierowca mnie wkręcił, ze obok są tanie hostele. Nie były. Tam gdzie pewnie były tanie wisiał napis " no hay habitaciones" ! Do centrum jest ponoć 10 min ale nikt nie powiedział, ze pod górę ! Zdyszana w końcu dotarłam do hostelu Belmonte ( polecanego przez Lonely Planet) i tam wybawienie! 16tys za jedynkę. Ale jaką! Meble, okno, pościel, tv. Tylko nie sprzedawali napojów. Woda w kranie nie pitna. Sklepik daleko ,,, mam nie iść po zmroku bo napadną i ograbią. Ok. Mam tabletki do uzdatniania wody. A jutro niedziela. Trzeba iść do kościoła