Pól dnia padał deszcz. W końcu nie wiedziałam na jaka wycieczkę się zdecydować wiec spacerowałam po miescie. Na chodniku wylegiwala sie rodzinka iguan. Dla mnie to niesamowity widok. Dotarłam do rybnego marketu gdzie młoda foka dosłownie leżała na rybach. Rybacy nie zwracali jej uwagi a nawet dokarmiali kawałkami ryb. Wydawało się, że cala sobą mówiła "to wszystko jest moje". Dwa pelikany dreptały w około stoiska i wydawały się zazdrościć.
Turystyki i turyści strzelali foty komórkami. Później odwiedziłam Lagunę Nimf. Wygląda ja jezioro otoczone namorzynowymi drzewami. Wokół jeziora jest drewniane molo. Jest tu cicho i spokojnie. Ponoć to miejsce kiedys należało do gburowatego Niemca. Miał żonę i córkę, które często pływały nago w lagunie. Stąd wzięła się ta nazwa. Historia zakończyła się smutno. Żona odeszła do innego mężczyzny zabierając ze sobą córkę. Niemiec popełnił z rozpaczy samobójstwo.
To była taka bajka na dobranoc. Czas wracać do hostelu i sie pakować , bo jutro rano wyruszam na rejs.