Czas wyjeżdżać. Na pożegnanie z tarasu miałam jeszcze okazję zobaczyć kolejną taneczną procesję.
Koło trzynastej wsiadlam w taksówkę i za dolara czy dwa, taksówką zawiozła mnie na przystanek autobusowy na Panamerykanie. Niedługo podjechał autobus do Quito i żeby było zabawniej był to ten sam, którym tu przyjechałam i wyświetlali ten sam horror, który widziałam za pierwszym razem. Założyłam więc słuchawki na uszy i podziwiałam krajobrazy za oknem. A było co podziwiać. W Quito już nie dałam się wciągnąć do autobusu odjeżdżającego za 5 minut. Dałam sobie pól godziny na kibelek i zakup jakiegoś prowiantu. Widoki za Quito były jeszcze lepsze gdyż powoli zachodziło słońce i oświetlało mijany przez nas wulkan Cotapaxi coraz cieplejszymi kolorami.
Dojechalam dość późno do Puyo. Taksówką udałam się do tego samego hostelu Libertad i zostałam powitana jak stara znajoma. Nawet nie musiałam się targować o stawkę 7 dolarów za noc. Oficjalna stawka jest 8$ ;)