Wczoraj pożegnałam się z Chrisem i resztą ekipy w Omaere. Wieczorem odebrałam z autobusu z Otavalo czwórkę przyjaciół ( Anie, Piotra , Alinę i Julie) i pojechaliśmy taksówką do domu Santiago. Mieszka tu z ojcem i maja wielkie turystyczne plany. Na razie powstał solidny dom z pokojami. Zostaliśmy rozlokowani parami lub w pojedynkę i płacimy cene dla amigos ( 5$). Jestesmy w prywatnej posiadłości taty Santiago liczącej 15 hektarów. Można powiedziec, że to taka amazońska agroturystyka. Mają tu kury, psy, koty i stawy z rybami. Trochę drzew owocowych i mnóstwo roślin leczniczych. Ponieważ w okolicy od tygodnia tutejsi rdzenni mieszkańcy świętują jakiś jubileusz, oprócz nas z wizytą przyjechało rodzeństwo Nantu. W sobotę rano wybraliśmy się na zakupy jedzeniowe , bo zostajemy tu do środy. Od wczoraj wieczorem cały czas jest u pogoda. Aż nie mogę w to uwierzyć. Chyba na powitanie moich przyjaciół.