Tak dobrze mi było w San Marcos i w hostelu La Paz , ze postanowiłam zastać tu tydzień i zapisać się na kurs jęz. hiszpańskiego w tutejszej szkole ( 90 $ za 20 g). Do wyboru była tylko jedna szkoła lub prywatny nauczyciel biorący 5$/g. Poniedziałek zaczęłam bardzo pracowicie. O 8.00 joga, która jest w naszym ogrodzie, a o 10.00 hiszpański w ogrodzie obok. Mój nauczycie Omar jest świetny.
Pierwszy raz w życiu rozmawiałam tak dużo i na tak wiele tematów po hiszpańsku.
Po zajęciach można się poszwendać po okolicy i popływać w jeziorze. Co dzień po południu i w nocy pada deszcz.
W San Markos można tez uczęszczać na różnorodne medytacje, masaże, terapie i kursy tegoż. Byłam na ceremonii kakaa polegającej na piciu kakaa przyrządzonego ponoć według starodawnej receptury z chili i wanilia, bez mleka i bez cukru. Potem medytowaliśmy i niektórzy doznawali różnorodnych sensacji. Niektórzy ryczeli ze śmiech ,niektórzy zalewali się łzami. Odbywało się coś na kształt grupowej psychoterapii. Ja czułam się doskonale. Pierwszy raz w życiu czułam tak wyraznie przepływajacą energię. Z każda godzina coraz bardziej przypominało psychoterapie wiec w końcu mnie to znudziła i poszłam na kolacje.
Dużo rożnych osób przewinęło si\ę przez "mój dom" w hostelu La Paz. Chodziliśmy razem na kolacje. Dzieliliśmy się podróżnymi przygodami i doświadczeniami. Przez jedną noc byłam zupełnie sama.
San Marcos jest jak wieś. Jest cicho , spokojnie a wieczorami nie ma za bardzo co robić. Chyba , ze wydawać kupę kasy w restauracji. Za to otaczająca przyroda jest cudowna.
Na przeciwko La Paz znajduje się Elefant Cafe, gdzie piłam najlepsza i najtańsza (5Q) czekoladę na gorąco. Maja tu fajna muzę i inne dobra rzeczy. Polecam. Pozdrówcie ode mnie amerykańskiego barmana Rica jeżeli jeszcze tam będzie.