Siedze i czekam, pisze i slucham, patrze.... Siedze na lawce , patrze na przystan San Marcos. Z boku przystani wlasnie odplywa lodz, zwana tu LANCZIA, do Pana. Na wprost mnie , jak by na koncu pomostu znajduja sie dwa wulkane schowane w chmurach. Po prawej jest jeszcze jeden. Slucham fal uderzajacych o brzeg. Jezioro jest niespokojne - moze z powodu deszczu? Czasem grzmotnie piorun. Wiatr troche rozwial chmury i widze teraz czubek jednego z wulkanow. Za moimi plecami, na wprost przystani i dwoch wulkanow stoi drzewo z korzeniami na wierzchu. Pewnie spaceruje po okolicy, kiedy nikt nie patrzy. Przyjechala moja lodz do San Pedros. Adios San Marcos!