Rano z koleżanka z Estados Unidos wybrałam się na spacer na pobliskie wzgórze , gdzie znajduje się bardzo stare miejsce kultu. Kiedy dotarłyśmy tam parę osób odprawiało rytuał. Mieli usypana z kwiatów i owoców mandale z czterema świecami. Palili tez kopal. Z boku siedziała czarna kura i zapewne czekała na swój udział w imprezie. Pozdrowiłam zebranych , postałam chwile. Energia byla mocna. Chętnie bym tu została ale nie chciałam się narzucać ani oglądać zarzynania kury.
Po za tym miałyśmy jechać do Santa Cruz, zwanego w skrócie Quiche.
Wróciłyśmy do hotelu po plecaki i wyruszyłyśmy na ¨przystanek autobusowy¨. Jazda chicken busem znowu była szalona. Jechaliśmy serpentynami i musiałam mocno trzymać się siedzenia żeby nie spaść. W Quiche koleżanka wskoczyła do następnego autobusu do Nebaj ( czytaj Nebah), a ja poszłam szukać hotelu. W końcu wybrałam pokój z łazienka za 40Q tuz obok dworca autobusowego. Potem poszłam poszwędać się po miasteczku. Me gusta.