Dzień dziecka spędziłam bardzo relaksowo. Wyspałam się do 10.00. Był to najcichszy hotel w jakim do tej pory nocowałam w Gwatemali. Kolo 5.00 rano tylko piąty koguty ale jakoś udało mi się z powrotem zasnąć. Kiedy wreszcie wyszłam z pokoju , obok na tarasie siedziała para z Genewy. Poczęstowali mnie mocnym skrętem a potem rozmawialiśmy po HISZPAŃSKU ! Spoko. Miałam dziś w planie naukę hiszpańskiego. Tyle , ze myślałam o wkuwaniu gramatyki. W zamian miałam konwersacje. Potem poszłam na miasto poszukać jakiejś przyjemnej kawiarni. Znalazłam taka, która wyglądała jak polska knajpa góralska. Tyle , ze po dokładnym przyjrzeniu się elementy ozdobne były bardziej gwatemalskie niż góralskie z Podhala. Usiadłam przy małym zakratowanym okienku. Nie czułam atmosfery , żeby spędzić tu popołudnie. Wypiłam kawkę i poszłam na internet. Potem jadłam kolacje na stoiskach pod kościołem. Gorący napój z gotowanych platanów, fasole z tortillami i gotowana kukurydze posypana serem. Wróciłam do hotelu ( le Telefono) i kontynuowałam konwersacje po hiszpańsku ze współmieszkańcami.