W niedziele rano przeprowadzilam sie od rodzinki gwatemalskiej z powrotem do hotelu Maritza (tani tylko 25Q,z ogrodem, kuchnia i nad jeziorem). Potem bylysmy umowione z Luna na wycieczke piesza wzdloz jeziora do San Marcos. Do sasiedniej miejscowosci San Juan poszlysmy szosa. Tam wypilysmy po pysznym owocowym liquado ( koktajl owocowy z woda lub mlekiem (ja wzielam truskawki +papaja+banan z woda) i zeszlysmy do jeziora. Od tej pory wedrowalysmy wydeptana sciezka wzdloz brzegu. Blisko San Marcos sciezka byla trudniejsza trzeba bylo isc po skalach. Spacer zajol nam to 4 godziny. Jak dla mnie to o pol godziny za dlugo. Ledwo doszlam do najblizszej knajpy w San Marcos. Umieralysmy z glodu. Mialam wizje , ze padne 100 metrow orzed celem. Zamowilysmy pyszne jedzonko z piwkiem i szybko zapomnialysmy o zmeczeniu. Spacer byl super. Ludzie po drodze byli dla nas mili. Pogoda byla sliczna. Dopiero zaczelo padac kiedy doszlysmy do knajpy. Przyjemnie bylo odwiedzic jeszcze raz San Marcos. Ten codowny , pachnacy rajski ogrod.