Przyjechalam wczoraj po 22.00 z Palenque ( 5 godzin/80 pesos). Wkroczylam w strefe luksusowych autobusow i trzeba pamietac o sweterku albo bluzie. Klimatyzacja w dzien nie jest moze tak bardzo lodowata ale w raz zachodem slonca robi sie w autobusie na prawde zimno. Zanocowalam w slicznej Posadzier Meksiko , ktora nalezy do sieci Hostal International. Maja dormitoria ( 100pesos) kuchnie, 3 komputery, ladny widok z tarasu na gory. Rano podaja sniadanie i jest ciepla woda w kranie. Sniadanie nie zrobilo na mnie wrazenia. Kawa byla beznadziejna a mlako z proszku . Postanowilam wiec poszukac tanszej opcji. Zanalazlam inny hostal za 50peses. Mamy tv w pokoju! (?)
Tez jest internet, ciepla woda i kuchnia. Rano daja kawe za darmo i jest woda (aqua pura) do picia. Nie ma widoku na gory ale ja mam zamiar cale dnie spedzac na szwedaniu sie po okolicy. Jest fajnie urzadzone. Ale to tutaj jest typowe dla wszystkich hoteli i knajp. Jest po prostu slicznie. Jeszcze nie wiele widzialam a juz mi sie bardzo podoba. Ide wiec zataszczyc moj coraz ciezszy plecak do nowego hostelu i potem explorowac okolice.
***
Zamieszkalam w Hostelu Ek Balam na ulicy Real Guadelupa.
Po zainstalowaniu sie w nowym miejscu poszlam prosto moja ulica do kosciola sw. Gwadelupe. Oczywiscie zajelo mi to duzo czasu bo kontemplowalam i fotografowalam kolorowe domki i ludzi. Zwiedzilam ogrod, w ktorym nie bylo orhidei (bo pewnie nie sezon) i zakupilam kolorowe smakowe tostadas. Zatrzymalam sie na kawe w fajnej kafejce. Sporo czasu spedzilam w kosciele. Potem dlugo szlam do muzeum No Balom, sposcizny po archeologu i jego zonie fotografce. Mieszkali tu dlugo. On explorowal okoliczne ruiny ona fotografowala okoliczna ludnosc. Muzeum miesci sie w ich pieknym domu. Sa tam rozne znaleziska archeologiczne i oczywiscie czarno-biale zdjecia. Glownie plemienia Lakonda. Pary przedstawicieli plemienia siedzialo na patio i sprzedawalo bizuterie z nasion ale strasznie wysoka ja cenili. W Boliwii takie rzeczy kupowalam za grosze. Ale ogolenie mi sie podobalo . Bilet kosztuje 35 ale pan mnie spytal czy jestem studentka , bo jest znizka ( 20P. za bilet) wiec powiedzialam , ze jestem studentka. No coments.
Potem spotkalam mniszke tybetanska i wpadlam do ich osrodka na chwile medytacji. Byl wuklad po hiszpansku o wspolczuci. W sumie duzo rozumialam ale tez slyszalam juz wyklady o wspolczuci w bardziej zrozumialym dla mnie jezyku. Wyszlam wiec cichutko i poszlam do centrum. Dzis piatek. Bylo duzo ludzi na ulicach i w knajpach. A co knajpa to fajniejsza. W jednej zjadlam zupe. Do innej ,o nazwie Tlusty Kot, zwabila mnie gitarowa muza na zywo. Zamowilam wiec kawe ala mexican style, czyli z cynamonem. Po gitarzyscie wystepowal zespol rock bluesowy. Nawet niezly. Potem poszwedalam sie jeszcze. Podziwialam slicznie oswietlona katedre. Zajzalam na chwile do jednej knajpy gdzie byl koncet heavy metalowy ale utknelam w innej gdzie 3 kolesi ( gitar, beben i 2 glosy) fajnie spiewali znane hiszpansko jezyczne kawalki. Oczywiscie piosenke o Cze Gevarze ( czy jak to sie pisze) wykonuja wszyscy. Naszczescie jestem w tolerancyjnym hostelu , do ktorego mozna wracac o kazdej porze. Bardzo mi sie podoba San Cristobal!!