Piaty dzien w Bankoku i niezmiennie jestem zakochana w tym miescie.
Choc trudno sie spi, bo obcokrajowcy zamiast przestawic sie na czas tajski przestawili tajow na swoj. W praktyce oznacza to , ze po nocach tu sie duzo dzieje a po ulicach jezdza motory , tuk tuki i taksowki z bardzo glosnymi silnikami. Polecam wszystkim zatyczki do uszu, choc na mnie za bardzo nie dzialaja. Przytlumiaja nieco halas. Druga opcja to wasna muzyka w sluchawkach. Chyba , ze chcecie balowac z reszta turystow, a to przepraszam. Chcialam dzis zobaczyc National Gallery i National Museum ale sie okazalo , ze wstep kosztuje 200 batow( to taka tutjsza waluta, nie chlosta)
Cena ta mnie zniechecila, bo staram sie utrzmac niski budzet. Poszlam dalej i odkrylam uliczke z amuletami , ktora zawiodla mnie do rzeki. Od 2ch dni kolo 13.00 robi sie szaro, tak jakby mieli tu smog (a). Jest to mozilwe i niestety wplywa negatywnie na jakosc moich zdjec. Ciekawe czy doczekam sie jeszcze niebieskiego nieba nad Bankokiem?
Na przeciwko Muzeum Narodowego jest wielki park, gdzie po zmroku robi sie pchli targ. Mozna kupic duzo roznych rzeczy za male pieniadz, zjesc , a takze poddac sie taniemu masarzowi.