Dziś miałlam dzienń religijny. Odwiedziłam parę chinńskich swiatyń i z zewnątrz hinduską swiatynię bogini Kali. Na koniec poszlłam do najważniejszej stupy w Birmie - Swedagon.
Ponoć ma 2500 lat. To znaczy zapewne pierwsza stupa moglła bycć tu zbudowane tyle lat temu. Potem ją powiększono i obecnie jest BARDZO wysoka. Na zboczach ma coś w rodzaju tarasów na ktoórych mieszczą się rożne budynki. Na najwyższym jest cale mnóstwo budowli sakralnych. Wszystko jest złote albo biało-złote. Trzeba sie wdrapywać po schodach albo pojechać windą. Dla turystów wstęp kosztuje 5$ albo 6000 Kyatow. Swiątynia jest czynna od 6.00 do 22.00!
Kiedy medytowałam pod jednym z tysiąca Buddów , które tam stoją w pagodach , swiątyniach i stupach, podszedł mnich i zrobił mi zdjęcie. Czyli jesteśmy kwita. Ja ich - oni mnie. Teraz będę miała mniejsze wyrzuty sumienia robiąc zdjęcia medytującym mnichom. Choć niestety mój aparat przestał działać na dzień przed odlotem z Tajlandii. Cykam teraz telefonem , ale nie wzięłam kabelka do przerzucania zdjęć. A było co fotografować. Zostałam tam do zachodu słońca. Obserwowałam jak kolory się zmieniaja na niebie i na budowlach. Mowie wam: BOSKO. A własciwie BUDYJSKO. Kiedy zrobiło się ciemno i zapalili swiatła , wszystko nabrało jeszcze innego wymiaru. Wiekszości posagom Buddów zapaliły sie dyskotekowo mrugające aureole. Można sie było zahipnotyzowac. Co niewachałam sie uczynić.
Generalnie wzbudzam sensacje i zainteresowanie. Wszyscy się na mnie gapią. zwłaszcza małe dzieci , jak na murzyna, i rodzice im cos tlumacza. Jak ktoś zna angielski i sie przełamie to mówi do mnie hello a nawet czasami pyta z kad jestem. Czyję się wyjatkowa i muszę sie kontrolować z głupimi minami, bo wszyscy mnie obserwują. Najgorzej jak sie potknę bo cala ulica ma ubaw. Niestety łatwo o wypadki bo chodniki sa dziurawe a ja chodze i się rozgladam. Do tego jestem olbrzymka ( ja , z moim wzrostem 157!) Birmanczycy sa bardzo zyczliwi i wydaja sie wyluzowani. Tu rzadzi hunta i taki brak perspektyw , ze nie ma chybo o co sie zazynac lepiej sobie pograc na gitarze albo isc do swiatyni. Obok kafejki internetowej, w ktorej teraz siedze, sa 2 kina i wlasnie graja Avatara. Przed wyjazdem z Polski bylam na tym w kinie.
Jutro wyjezdzam w podroz po kraju. Bede dalej lazic od swiatyni do swiatyni. Spytalam dzis westmanke ( kobitke z Zachodu, np Europy) z mojego hostelu co mi poleca,
powiedziala , ze wszedzie bylo milo i pieknie, i ze bedzie mi sie podobalo. No to spoko.
Jutro jade do wielkiego zlotego kamienia, o ktorym zawsze marzylam, zeby go zobaczyc na wlasne oczy.