Dziś Brayan wybrał do zwiedzania miasteczko słynące z wyrobów skórzanych, Cotacachi. Najpierw poszliśmy na śniadanie na market. Ulubione miejsce Bryana. Cena 1.70$ za bułkę z serem i jajecznicę ze szczypiorkiem z jednego jajka, sok owocowy i kawę. Kawa typu brudna woda. Jak zobaczyłam mleko Bryana z kożuchami wolałam tą wodę wypić bez mleka. Szczerze mówiąc wole sobie zrobić śniadanie w hotelowej kuchni. Będzie tańsze i z lepszą kawa. Koło marketu natknęliśmy się na paradę szkolna z okazji świętą Inti Raimi. Inti to imię boga Słońca, Raimi-kukurydza. Prekolumbijskie święto z okazji przesilenia, podczas którego składa sie ofiary z plonów Inti oraz Paczamamie, matce ziemi. Świętuje sie rozpoczęcie nowego cyklu rocznego. W ekwadorskich Andach parady, fiesty i różne ceremonie odbywają się przez kilka tygodni i maja miejsce w różnych miejscowościach w różnych terminach. Towarzyszyliśmy kolorowej procesji az do placu La Poncha gdzie dzieciaki składały dary na scenie dla przedstawicieli władz oświatowych. Impreza miała charakter edukacyjny. Kultywowanie tradycji.
Następnie udaliśmy się do autobusu i pojechaliśmy do Cotacachi. Kilka dni temu Bryan widział podobna procesje w tym miasteczku. Był jedynym turystą. Potem się okazało, że ta impreza nie jest turystom rekomendowana , gdyż mieszkańcy dużo piją podczas tej imprezy a potem toczą walki i co roku są ofiary śmiertelne.
Dziś tu się nic nie działo. Pospacerowaliśmy po uliczkach. Odwiedziliśmy jeden zakład robiący buty i kolejny klasztor przerobiony na hotel. W miasteczko nic specjalnego.
Wieczorem znowu zasiedliśmy na tarasie z gorącymi alkoholowymi napojami.