Zapisalam sie na wycieczke do 7 wodospadow. Bylam jedyna klijetka, bo z powodu pory deszczowej jest malo turystow . Przewodnik Mario przyszedl po mnie rano. Wyruszylismy na ponad 6 godzin. Po drodze odwiedzilismy jego dom. Pozniej szlismy przez plantacje kawy , ktora rosnie na stromych zboczach. Wspolczuje tym , ktorzy beda ja zbierac. Nastepnie przedzieralismy sie przez selwe. Mario czasem torowal droge maczeta. Na prowincji prawie kazdy facet chodzi z maczeta. Pewnie tlatego nazywa sie ich MACZO. Szlismy wzdloz strumienia i co jakis czas napotykalismy wodospad. Przy kolejnym Mario zazadzil wspinaczke po wodospadzie do gory. Wygladalo to nierealnie ale mialam do niego zaufanie. Wspinalismy sie po skalach, po ktorych lala sie woda. Mario czasem wciagal mnie do gory. Bylam cala mokra i ublocona ale w sumie nie bylo to takie trudne. A jaka satysfakcja! Przez cala droge rozmawialismy po hiszpansku. Poprosilam go , zeby mnie poprawial bo wiem , ze robie duzo bledow. Tak wiec mialam dodatkowo konwersacje hiszpanskiego. Mario pokazywal mi rozne rosliny i mowil cos na ich temat. Na przyklad pokazal mi owoc , ktory mial w srodku bialy klej, ktory autentycznie sklejal . W ostatnich trzech wodospadach mozna bylo sie kapac. Tyle , ze woda byla bardzo zimna. Do tych wodospadow mozna dojechac riksza motorowa za 1 $ a wrocic na piechote. Droga jest prosta tyle , ze jak sie jej niezna do lepiej podjechac. W weekand jest tu bardzo duzo turystow.
Wycieczka byla perfekcyjna. Trwala dokladnie tyle co trzeba. Potem moim marzeniem bylo juz tylko powrot do hamaka z ksiazka i kawka. Co tez uczynilam