Z miasteczka Copan do ruin jest przyjemny spacerek. Wybralam sie razem Ania i Danielem po drodze zaliczajac sniadanie. Jak zwykle skupilam sie na detalach i zwiedzanie zajelo mi czas az do zamkniecia. Ania z Danielem uwineli sie do 14.00 i wyruszyli w dalsza podroz po Hondurasie. Bardzo nie podobala im sie Tela, ktora wczesnie odwiedzili i mieli nadzieje , ze nastepne miejsce zrechabilituje Honduras w ich oczach. Copan jest dosc maly. Wiele spotkanych ludzi odradzalo mi to miejsce, mowiac , ze sie nie umywa do Tikal i Paleque a kosztujhe tyle samo ( 15 $ ruiny , muzeum 7$ , jest jeszcze bilet do tuneli ale kompletnie nie warto) Ale ja nie zaluje. Copan slynie z rzezbionych stelli i plaskorzezb. Fajnie tez widac jak przyroda wrasta w opuszczone budowle. Tak samo to wyglada w Kambodzy w Ankor Wat. Po opuszczeniu ruin zauwazylam sciezke przyrodnicza prowadzaca w las i sobie nia poszlam. Niektore drzewa mialy tabliczki z nazwami i co jakis czas byla tablica wyjasniajaca jakies zwyczaje Majow. Naukowcy obecnie uważają, ze miasto upadlo z powodu przeludnienia w dolinie. Wycieto w wszystkie drzewa co doprowadzilo do erozji gleby ( bardzo mocno swieci tu slonce) . Miasto sie rozroslo pochlaniajac tereny rolnicze i nie byli w stanie wyprodukowac wystarczajacej ilosci pozywienia. Stopniowo okolica sie wyludnila i przyrodo z powrotem objela doline w posiadanie. Pod koniec edukacyjnej sciezki byla tablica z haslem , ze mozemy uczyc sie z doswiadczen przeszlych cywilizacji. Ale czy to robimy?
Kiedy wyszlam z lasu brama wejsciowa byla zamknieta na kludke. Ciec nie mial klucza wiec ucieszl sie , ze chcialo mi sie przelazic przez plot.